piątek, 3 marca 2017

O SZTUCE I "SZTUCE", CZYLI WŁOŻĘ KIJ W MROWISKO

Długo zastanawiałam się, czy podjąć temat, który rozpala wyobraźnię i studia telewizyjne od dobrych kilkunastu dni. Mało! Zastanawiałam się, czy w ogóle powinnam na ten temat pisać posta. Ale moja nieznośna natura nie pozwoliła mi zmilczeć i dlatego jest to, co niniejszym przedstawiam. Ale nie będzie stricte o "Klątwie". Będzie ogólniej. Będzie o tym, dokąd idziemy. 

Nie jestem kulturoznawcą czy teatrologiem, ale jako osoba, która odebrała gruntowne wykształcenie średnie, pozostaję wrażliwa na przeżycia duchowe, piękno słowa, obrazu, metaforę. Tak mnie wychowano w domu, tak mnie nauczono w szkole. I cierpię. Naprawdę cierpię, kiedy widzę, co dzieje się aktualnie. Nie, nie chodzi nawet o to, że jestem osobą wierzącą, nie chodzi o to, że bezczeszczone są symbole dla mnie, jako chrześcijanki i katoliczki, bardzo ważne, chociaż to oczywiście jest sednem mojego cierpienia. Jest mi zwyczajnie przykro, że współczesny twórca uważa, że jedynie jeśli zaszokuje, wbije widza w fotel i spowoduje u niego odruch wymiotny, jedynie wtedy ma szansę coś przekazać. Czy naprawdę współczesny odbiorca jest tak dalece znieczulony wszechobecną golizną, łatwodostępną pornografią, niemoralnością i przemocą wylewającą się z ekranów, że tylko kloaczne wizje są w stanie jeszcze spowodować u niego jakąkolwiek reakcję? 
Jest rzecz oczywistą, że żyjemy w epoce, która karmi się transgresją na każdym możliwym gruncie. Idziemy dalej, ale ten postęp odbywa się pewnym kosztem. Po co nam komunikatory, łączące nas z drugim końcem świata, skoro nie znamy nawet imienia naszego sąsiada? W jakim celu wymyślamy coraz to bardziej wymyślne telefony komórkowe, skoro szczytem towarzyskiego życia dla wielu jest "priv na facebooku"? W tę swoistą matnię technologiczną musi się jakoś wpisać sztuka. "Ale to już było..." - śpiewa Maryla Rodowicz. Zatem idźmy dalej. Gdzie jest moment, za którym nie ma już nic?
Depczemy świętości, wyśmiewamy symbole, nic dla nas nie znaczą autorytety, a kolejne rzesze ludzi wydają się cieszyć własną głupotą, wytykając palcami tych, którzy swoją wiedzę pogłębiają, którzy uznają wyższość pewnych zasad nad własną wygodę. "Co by tu robić, co by się nie narobić", "Szlachta nie pracuje"... Cudnie wykorzystują to "elity" polityczne, nastawiając nieczytające, nierozumiejące najprostszych informacji masy obywatelskie do własnych celów (przykładem może być czarny protest - ilu z protestujących obywateli uczyniło trud przeczytania projektu ustawy? Ilu wycofało się z poparcia dla pani Nowickiej, Nowackiej i Zawadzkiej, kiedy okazało się, że paniom tym chodzi o aborcję na życzenie). 
I w taki marazm umysłowy, jak w masło wchodzą spektakle typu "Klątwa". Jest cudnie, jest wspaniale, pewna pani poseł, która w wielu wywiadach powtarza, jak mantrę "nie wiem", "nie pamiętam", "nie mam zdania", nagle zdanie ma, nagle widziała, nagle pamięta. Więcej! Idzie trzeci raz, zachwala, reklamuje. Rozumiem, że taki przekaz do niej trafia?
Młoda, całkiem zdolna aktorka zgadza się na scenę, podczas której oddaje się czynności należącej do sfery intymności i uważa, że to element sztuki. A grupy osób, które nie godzą się na takie rzeczy są wyzywane od oszołomów, nietolerancyjnych, zaściankowych moherów.
Depczmy dalej wszystko, niszczmy podwaliny naszej kultury, podcinajmy gałąź, na której siedzimy od wieków. Ideologia neomarksistowska już nam wyściela pod pupy podłoże z betonu. Jak spadniemy, to potłuczemy się nieźle, ale wielu to nie przeszkadza. 
Jest mi smutno. Po prostu i zwyczajnie przykro. Nie nawykłam w swej naiwności do zła w czystej postaci. Bo to jest zło. Zło i nieprawość. I tyle. 

Brak komentarzy: