Kocham Boga, lubię ludzi i szanuję przyrodę. Nie są mi obojętni ludzie i nie są mi obojętne zwierzęta. Nie lubię i buntuję się, kiedy ktoś przeciwstawia jedno drugiemu i kpi z drugiej strony, samemu opowiadając się radykalnie tylko po którejś. Jeśli ktoś ma wielkie serce, to znajdzie w nim miejsce i dla człowieka, i dla psa.
Gdyby nie problemy personalne i logistyczne, to miasto z którego pochodzę miałoby swoją własną komórkę fundacji PRO Prawo Do Życia ze mną jako kierowniczką na czele. Dla tych, którym nazwa nic nie mówi, wyjaśniam: jest to fundacja aktywnie walcząca o prawo dzieci nienarodzonych do urodzenia się właśnie. Bo są tacy, którzy to prawo chcą im odebrać. Stąd prosty wniosek: jestem pro-liferką.
I dostaję białej gorączki, kiedy osoby, hołdujące temu samemu poglądowi z sarkazmem i złośliwością, zapatrzeni w zadanie ochrony nienarodzonych (brawo!), wyśmiewają i piętnują to, że ktoś się opiekuje zwierzętami (nie brawo!). Pamiętam wpis jednej z pro-liferek na pewnym forum pro-liferskim, że psa to się nie leczy, tylko usypia, a pieniądze zmarnowane na leczenie kundla należy dać na walkę z aborcją. Pozwolę sobie nic nie powiedzieć...
Na inną mądrość natknęłam się, oglądając program publicystyczny, w którym prowadzący kpił z akcji, mającej na celu ochronę pszczół... Też sobie podaruję komentarz.
Powtórzę raz jeszcze: jestem przeciwniczką aborcji z całego mojego serca i uprzedzając pytania: sama nigdy bym jej nie przeprowadziła, niezależnie od okoliczności, ale naprawdę chciałabym sięgnąć po miecz ognisty, kiedy słyszę, jak ośmieszana jest ochrona i walka o dobrostan zwierząt czy roślin.
I zupełnie, zupełnie nie mogę pojąć, dlaczego niby to ma stać w sprzeczności!
Nie jestem biblioznawcą, ale Pismo Święte znam i poznaję dalej (niektórzy nazywają to egzegezą, ja aż tak arogancka nie będę ;-P), i w moim odczuciu Jezus, mówiąc, "Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili." (Mt, 25:4), miał na myśli między innymi właśnie zwierzęta (już słyszę oburzone głosy, trudno).
Nazywanie zwierząt "braćmi mniejszymi" nie jest do końca prawidłowe. Święty Franciszek miał na myśli swoich współbraci, niemniej takie określenie przylgnęło niemalże na stałe do czworonogów (tudzież włochatych dwunogów i wielonogów) i w zasadzie walka z tym określeniem jest zdecydowanie bezcelowa.
Bóg Ojciec, dając nam ziemię do uczynienia ją poddaną, chyba nie chciał jej bezmyślnego niszczenia i degradowania. Nie zgadzam się również na nazywanie osób, dbających o ekologię "pożytecznymi idiotami".
Co mówi o zwierzętach sam Kościół Katolicki? Jego postawa jest jasna i oczywista: "[...] Zwierzęta są stworzeniami Bożymi. Bóg otacza je swoją opatrznościową troską. Przez samo swoje istnienie błogosławią Go i oddają Mu chwałę. Także ludzie są zobowiązani do życzliwości wobec nich.” (2416). „Bóg powierzył zwierzęta panowaniu człowieka, którego stworzył na swój obraz. Jest więc uprawnione wykorzystywanie zwierząt jako pokarmu i do wytwarzania odzieży. Można je oswajać, by towarzyszyły człowiekowi w jego pracach i rozrywkach. Doświadczenia medyczne i naukowe na zwierzętach są praktykami moralnie dopuszczalnymi, byle tylko mieściły się w rozsądnych granicach i przyczyniały się do leczenia i ratowania życia ludzkiego.” (2417). „Sprzeczne z godnością ludzką jest niepotrzebne zadawanie cierpień zwierzętom lub ich zabijanie” (2418).
Nic dodać, nic ująć.
Bóg otacza zwierzęta troską, więc nie jest niczym śmiesznym to, że dbamy o naszych podopiecznych, gdy chorują, troszczymy się o ich dobrostan.
Badania na zwierzętach mijają się w dłuższej perspektywie z celem. Wiele leków, które zabijają albo szkodzą zwierzętom, pomagają ludziom i odwrotnie (vide: aspiryna). To oznacza, że eksperymentowanie na ciele innym niż ludzkie (też ssak, ale jednak nie człowiek) jest bezsensowne (co oczywiście nie znaczy, że należy eksperymentować na ludziach), bo efekt działania substancji może być skrajnie różny.
O znęcaniu się nad zwierzętami nie będę w ogóle pisać. Jest to rzecz oczywista, że takie praktyki są CHORE i NIENORMALNE.
Przykre i wynaturzone jest, kiedy ktoś otwarcie domaga się aborcji na życzenie, jednocześnie mówiąc, że życie jego psa jest cenniejsze. Z tym, że problemem w tej sytuacji nie jest troska o psa, jaką wykazuje autor takich słów. Problemem jest brak miłosierdzia dla człowieka i ignorowanie medycznych dowodów na to, że życie w łonie matki jest jednym z etapów życia człowieka. Żeby to zmienić, trzeba pokazywać prawdę o aborcji, edukować, nie ustawać w walce o życie nienarodzonych, kłócić się i dążyć do konfrontacji. "Aby zło zatriumfowało, wystarczy, by dobry człowiek niczego nie robił." powiedział Edmund Burke, a Bob Marley śpiewał, że zło nie robi sobie wolnego. Szacunek do życia jednak jest tak szeroki jak Oka (albo Wisła) i bycie katolikiem wręcz narzuca nam (tego oczekuje Stwórca, nie czarujmy się), by ów szacunek przejawiał się zawsze i wszędzie, niezależnie od tego w obronie czyjego życia stajemy.
Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz