piątek, 27 stycznia 2017

CZY ROZUMIEMY, W CO WIERZYMY, CZYLI REFLEKSJE PO MSZY ŚWIĘTEJ

Jako osoba wierząca i praktykująca, uczestniczę w Mszy Świętej co niedzielę, a jeśli w tygodniu wypada jakieś ważne święto, a czas i bobas pozwala - również. Lubię to i potrzebuję tego - duchowego podniesienia, wsparcia, Eucharystii i Liturgii Słowa. Fascynując się własną religią i tradycją Kościoła Katolickiego czekam również na homilie, chcąc z nich "zabrać" jak najwięcej dla siebie. I zazwyczaj zabieram. Co ciekawe, pogłębianie wiedzy o własnym wyznaniu pozwala mi zrozumieć wiele analogii, cytatów i myśli, płynących z "kazania". Dlatego z bólem serca muszę powiedzieć, że... wielu uczestniczących we Mszy Świętej chyba nie do końca rozumie, czego słucha.

Gdyby sytuacja była jednostkowa, nie zwróciłabym pewnie na to najmniejszej uwagi. Mam inne problemy. Ale kiedy słuchając kazania, widzę ludzi skubiących ubranie, dłubiących w paznokciach czy szepczących teatralnym szeptem "o czym on mówi", to robi mi się zwyczajnie przykro.


Chrześcijaństwo jest religią dającą swoim wyznawcom wiele wolności. U nas się nie kamienuje, nie oblewa kwasem. Nie ma zabójstw honorowych, a inni współwyznawcy nie odwracają się od człowieka, który wstępuje do Świadków Jehowy. Są przykazania, ale nasz Stwórca jest miłosierny i zawsze przyjmie z powrotem zabłąkaną owieczkę, ciesząc się bardziej z jednego "[...] grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia." I właśnie dlatego pytam się, czemu tak mało wiary w wierze? Czemu tak mała i miałka zazwyczaj jest wiedza o naszej religii? Czy właśnie dlatego, że panuje wolność i nie ma nakazów, za złamanie których grożą określone kary (na tym świecie, jak na tamtym, dowiemy się później)? 
Nie będę się wybielać - też odkryłam potrzebę wiary i pogłębiania wiedzy o chrześcijaństwie relatywnie późno, marnując wiele lat, ale zawsze fascynowały mnie pewne aspekty religijności, historia Chrześcijaństwa, dzieje postaci opisanych w Piśmie Świętym i zawsze bolałam nad mało wnoszącymi do mojego życia homiliami, w których kapłan myli cytaty, skacze po tematach, nie podaje konkluzji ani refleksji. 
Pamiętam jedną bardzo znamienną sytuację, kiedy podczas Rekolekcji Wielkopostnych, siedziałam obok dwóch starszych pań, które ewidentnie nudziły się podczas homilii. Rozmawiały, chichotały, a na końcu podsumowały kazanie krótkim "nic nie zrozumiałam", chociaż wcale nie było ono szczególnie skomplikowane.
Tak samo przykro mi było, kiedy przed beatyfikacją świętego Jana Pawła II, poczytne gazetki brukowe rozpowszechniały tezę, jakoby Watykan był przeciwny uczynienia polskiego papieża świętym. Starsze osoby dawały temu wiarę, nie próbując nawet dowiedzieć się (np. od proboszcza bądź innej osoby duchownej), na czym tak właściwie polega i jak przebiega proces beatyfikacyjny. 
I ostatnia rzecz - chyba najsmutniejsza. Pewna para starała się długo o dziecko. Zaczęli myśleć o in vitro, ale znając opór Kościoła Katolickiego, udała się do swojego duszpasterza zasięgnąć porady. Ksiądz wysłuchał i odpowiedział, że jeśli się zdecydują i poczną tą drogą dziecko (???), to on na pewno nie posłucha przełożonych i ochrzci dziecko (!!!!!!!). NIE POSŁUCHA I OCHRZCI? Kiedy i który przedstawiciel Kościoła kiedykolwiek powiedział, że dzieci z in vitro nie mogą być ochrzczone??? Brak wiedzy o stanowisku i naukach własnej wiary oraz Kościoła zatem dotyka również i kapłanów.
Czy mam jakieś konkluzje odnośnie tego tematu? Nie mam. I chyba nie muszę mieć. Każdy powinien we własnym sumieniu odpowiedzieć sobie na pytanie, czy jest chrześcijaninem prawdziwym czy niedzielnym "chodzaczem" kościołowym. Tego sobie i Wam życzę przy piątku :-) 

Brak komentarzy: