Jedynactwo jest okropne. Początkowo nie zdajesz sobie z tego sprawy, ba! niektórzy jedynacy są chowani jak pączki w maśle, bez obowiązków i poczucia odpowiedzialności, więc wręcz uwielbiają swój stan jedynactwa. Ale mijają lata i okazuje się, że rodzeństwo może być błogosławieństwem, a dzieci w rodzinach wielodzietnych po prostu lepiej i łatwiej się wychowuje.
Bóg zalecił człowiekowi wyraźnie, że ma być płodny i rozmnażać się (Księga Rodzaju, 1:28), a Pismo Święte o dzieciach wspomina bardzo często i w różnych kontekstach: dzieci to dar od Boga (Księga Rodzaju 4:1, 33:5); dzieci to dziedzice dani nam przez Pana (Psalm 127: 3-5); dzieci to błogosławieństwo (Ewangelia według świętego Łukasza 1:42); dzieci to korona starszych (Księga Przysłów 17:6); Bóg stwarza dzieci w łonie kobiet (Psalm 139: 13-16); Bóg wie o dzieciach wszystko, zanim jeszcze przyjdą one na świat (Księga Jeremiasza 1:5).
Duże rodziny są fajne. Oczywiście, nie jest moim zamiarem demonizować tych małych (sama z takiej pochodzę), bo wszystko zależy od nastawienia jej członków, ale wszystkie moje doświadczenia z wielodzietnymi rodzinami są naprawdę piękne.
Jest w nich, rzecz jasna, hałaśliwie, jest gwarno, jest harmider i trudno opanować wszystko, ale na tym właśnie polega cały urok. Kiedy miną kolki kolejnych pociech, kiedy koty i psy przyzwyczają się do gonitw po mieszkaniu, a rodzice zrozumieją, że cisza na jakiś czas opuściła mury ich domu, wówczas zostaje tylko radość, że człowiek nie jest i nie będzie nigdy sam.
Jako absolutna wielbicielka świąt Bożego Narodzenia zawsze marzyłam, że przy wigilijnym stole zasiada cała gromada bliskich sobie osób. Że każdy każdemu ma coś ważnego do powiedzenia i nigdy nie jest nudno. Jako jedynaczka pewnie mam wyidealizowane wyobrażenie o dużych rodzinach, ale pozwólcie mi pożyć jeszcze tą ułudą (o ile to ułuda:-)).
Przykre jest dla mnie (choć mnie to bezpośrednio nie dotyczy), kiedy wielodzietność uważa się za patologię. Może dzisiaj, w dobie 500+, którego nie jestem wielką fanką, w niektórych (na szczęście nie tak znów licznych) przypadkach, wielodzietność jest determinantą zjawisk społecznie niewłaściwych. Jest to jednak swoisty margines, pewien odsetek całości, który, mimo, że znamienny, nie stanowi większości i, ufff, nie może o całości decydować.
Smutne jest, kiedy kobieta w trzeciej, czwartej ciąży jest postrzegana jako ta, co nie umiała się w porę zabezpieczyć, zaś układ 2+2 (dwoje rodziców i dwoje dzieci) wydaje się być w niektórych kręgach i tak sporym nadużyciem (chcecie mieć więcej niż jedno?? jednemu wszystko zapewnijcie najpierw!).
O zastępowalności pokoleń pisać nie będę - wystarczy, że demografowie o tym mówią, a ich słowa warto sobie wziąć do serca. O niewydajności ZUS też już chyba wie każdy. Można zatem powiedzieć, że bycie rodzicem wielu dzieci to również czyn zgoła patriotyczny :-)
Może zabrzmi to nadmiernie idealistycznie i romantycznie, ale dzieci jednak najbardziej na świecie potrzebują miłości i opieki, a nie nowego snowboardu czy tabletu. Jeśli mogą ją otrzymywać zarówno od rodziców, jak i od rodzeństwa, to wówczas rozwijają się dobrze, chowają się prawidłowo i mają wielkie szanse wyjść na dobrych ludzi. Znacznie większe niż te dzieciaki, których rodzice zamiast własnej obecności są w stanie jedynie zaoferować kurs jazdy konnej czy oryginalne jeansy.
Zatem... Mężowie i Żony - do dzieła! Ojczyzna czeka :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz